– Kiedyś chodziło o prestiż, a dziś liczą się tylko pieniądze. Kiedyś była misja, a dziś jest kariera i sensacja. Mówię to z dużą przykrością, bo po prostu wiem, że można inaczej. Tylko trzeba mieć kręgosłup. Młodzi ludzie świetnie potrafią pracować, ale muszą mieć wzorce i wiedzieć, jakie obowiązują zasady – pisze w komentarzu dla TOK FM Dorota Warakomska.

Obniżenie standardów

Kilka wzajemnie na siebie wpływających czynników przyczynia się do tego, że kondycja polskiego dziennikarstwa nie jest najlepsza. Po pierwsze – nastąpiło powszechne obniżenie standardów. Liczy się sensacja, szybka, a niekoniecznie sprawdzona informacja. Chodzi o to, kto poda ją pierwszy, a nie o to, by przedstawić ją w rzetelny sposób.

Ten proces zaczął się rozwijać, gdy na naszym rynku umocniły się drapieżne tabloidy. Dziennikarze „Wiadomości”, które wtedy nadzorowałam, pytali, dlaczego nie możemy podać nazwiska oskarżonego, skoro brukowce już to zrobiły? A to było po prostu łamanie zasad. Gdy nastąpi to po raz pierwszy, standardy już stale będą się obniżać.

Teraz mniej dbają o standardy także telewizyjne stacje informacyjne. Priorytetem jest dla nich szybkość, a więc bywa, że emitują niesprawdzone materiały. Poza tym wpuszczają na wizję dzieciaki, świeżo upieczonych dziennikarzy, którzy nie kojarzą faktów, nie mają wiedzy historycznej. Albo też wybierają najprostsze rozwiązanie, zapraszając polityków, żeby się ze sobą pokłócili i podgrzali atmosferę.

Dziennikarzy i „dziennikarzy” jest za dużo

Kolejnym problemem jest nadprodukcja dziennikarzy. Mamy teraz dosłownie zalew młodych ludzi, którzy myślą, że są dziennikarzami, bo skończyli kierunki związane z mediami. Wiele prywatnych uczelni, tych bardzo dobrych i tych powiedzmy oględnie „takich sobie” mają wydziały dziennikarskie, na których teoretycznie przygotowują do zawodu. Tylko że ci młodzi ludzie kompletnie nic nie wiedzą o życiu i świecie! Co z tego, że zdają sobie sprawę z tego, czym się różni notatka od felietonu, jeśli nie potrafią zapełnić jej treścią?

Nie uważam, że studia dziennikarskie jako takie są bez sensu. Powinny to być jednak studia podyplomowe.
Dewaluacja zawodu

Z „nadprodukcją dziennikarzy” wiąże się dewaluacja tego zawodu. Bo dziś każdy jest dziennikarzem – począwszy od absolwentów związanych z mediami kierunków studiów, a skończywszy na blogerach.

Czytelnicy nie są w stanie odróżnić, co jest informacją, tekstem dziennikarskim spełniającym pewne standardy, a co prywatną opinią prywatnego człowieka. To wprowadza zamęt.

Google nie wie wszystkiego

Kolejna rzecz – dla większości młodych ludzi wyrocznią jest braciszek Google. A informacje w internecie nie zawsze są prawdziwe. Nie obowiązuje już żelazna reguła weryfikowania faktów w co najmniej dwóch źródłach. To, co znalezione jest w Google, traktuje się jak prawdę objawioną. Bez sprawdzenia. To też jest element obniżania standardów.

Redaktorzy nie wymagają

Brak wymagań ze strony redakcji to następny kłopot. Nawet w dużych, poważnych redakcjach przestaje się zwracać uwagę na szczegóły, a to przecież właśnie ze szczegółów składa się nasza rzeczywistość. To oczywiście wynika też z ograniczeń finansowych.

Gdy byłam początkującą reporterką, pracowałam (podobnie jak dzisiejsi młodzi dziennikarze) jak wyrobnik – na honorariach, produkując kolejne materiały na akord. Ale zdarzało się, że z jednym tekstem przychodziłam do wydawcy nawet kilkanaście razy. Za każdym razem byłam odsyłana, bo czegoś nie sprawdziłam, albo nie byłam w stanie odpowiedzieć na jakieś pytanie. Dziś wszyscy się spieszą. Redaktorzy nie pracują z i nad młodszymi kolegami. Teksty i materiały przyjmuje się „jak leci”.

Gwiazdki mówią nam jak żyć

Odnoszę się tu do wszystkich mediów – prasy, radia, internetu i telewizji. Szczególnie tam widoczny jest jeszcze jeden problem – zachłyśnięcia się formą, a zapominanie o treści. Najważniejsze są kolorowe obrazki, pomysłowe wykresy, wirtualne wymyślne studia, podczas gdy program jest miałki. Nawet najpoważniejsi, wydawać by się mogło, dziennikarze zapraszają do studia gwiazdki show-biznesu, które mówią, jak żyć, jakie są recepty dla Polski. To zakrawa na absurd.

Zwłaszcza od telewizji publicznej wymagałabym prezentowania poglądów autorytetów moralnych, etycznych – ludzi, którzy naprawdę mają coś do powiedzenia.

Znika etos dziennikarski

Z tym wszystkim związany jest zanik etosu dziennikarskiego. Kiedyś chodziło o prestiż, a dziś liczą się tylko pieniądze. Kiedyś była misja, a dziś jest kariera i sensacja. Mówię to z dużą przykrością, bo po prostu wiem, że można inaczej. Tylko trzeba mieć kręgosłup. Młodzi ludzie świetnie potrafią pracować, ale muszą mieć wzorce i wiedzieć, jakie obowiązują zasady.

„Da się”

Jak powinno być? Podam przykład ze Stanów Zjednoczonych, gdzie telewizja jest wszechpotężna. Niewiele osób wie, publiczna stacja telewizyjna PBS (Public Broadcasting Service) powstała dopiero w 1970 roku. To nie jest telewizja jak nasza wielka TVP. To sieć niedużych, głównie uniwersyteckich stacji, które połączone tworzą organizację non profit. Nie emitowane są tam żadne reklamy poza kampaniami społecznymi. Są za to świetne informacje, poważne programy kulturalne i edukacyjne. I to wszystko finansowane jest z dobrowolnych datków widzów.

Drugi przykład to C-SPAN (Cable-Satellite Public Affairs Network), prywatna sieć założona przez różne telewizje kablowe i satelitarne w 1979 roku. Powstała, żeby nadawać transmisje z obrad Izby Reprezentantów i Senatu. Tam w ogóle nie pracują dziennikarze. Stacja pokazuje materiały pozbawione komentarza.

C-SPAN utrzymuje się z kilkucentowych opłat stacji członkowskich. W tej chwili istnieją trzy kanały, które docierają do 100 mln gospodarstw domowych. Ludzie chcą to oglądać: obrady, przemówienia, konferencje, dyskusje, wykłady – wszystko bez cięć i komentarza.

Ale także wielki stacje, które zarabiają na reklamach, takie jak ABC, NBC czy CBS pokazują, że można robić dobre programy informacyjne. Wystarczy starannie rozdzielić to, co lokalne od tego, co ogólne, informacje od komentarza, a także być rzetelnym – wszystko sprawdzać w co najmniej dwóch źródłach. Stare dobre zasady.

Zadaniem dziennikarzy jest otwieranie oczu

To nie jest przypadek, że takie telewizje jak C-SPAN i PBS rozwijają się właśnie w Stanach, ojczyźnie komercji. Sukces tych stacji pokazuje, że widzowie potrzebują czegoś innego.

Czy to dziennikarze gonią za sensacją, czy domagają się jej widzowie? Ludzie chętniej sięgają w kiosku po gazety, które mają na okładce szokujące doniesienia – to oczywiste, taka jest nasza natura. Gdyby jednak dziennikarze o sensacjach nie mówili, to odbiorcy by o nich nie czytali.

Zadaniem dziennikarzy jest też edukować ludzi, a nie tylko dostarczać im rozrywki. Pokazywać im alternatywę, że można inaczej. Przemycać w tekstach głębsze treści, cytować mądre osoby, prezentować inne wzorce, poruszać tematy, które są nie tylko ciekawe, ale też umacniają pewne wartości. Po prostu otwierają oczy.

Źródło: Tokfm