Pracodawcy muszą zdać sobie sprawę, że matka jest doskonałą pracownicą: zależy jej na tym, by zrobić wszystko szybko i dobrze, by mogła spokojnie wrócić do domu i zająć się dzieckiem.
Rozmowa z DOROTĄ WARAKOMSKĄ prezeską i rzeczniczką Stowarzyszenia Kongres Kobiet oraz prezeską Stowarzyszenia Polish Professional Women Network.
Rozmowę przeprowadzono w trakcie konferencji Superwoman na rynku pracy w Toruniu
Jakie jest miejsce kobiet na rynku pracy. To liderki, maskotki czy dziewczyny do bicia?
Wszystko po trochu, ale przede wszystkim Polki to mróweczki, które pracują na innych. Statystyki są porażające: zaledwie 42 proc. kobiet w Polsce ma pracę. To najniższa średnia europejska. Marnujemy ogromny potencjał, bo studia wyższe kończy więcej kobiet niż mężczyzn. W praktyce wygląda to tak, że my, kobiety, staramy się, zdobywamy wykształcenie, a potem oddajemy pole. Wiadomo, natury nie zmienimy: to kobieta rodzi dziecko, ale to nie znaczy, że po porodzie nie może wrócić na rynek pracy. Niezwykle ważne jest to, by kobiety wiedziały, że nie tylko mogą, ale i powinny korzystać ze swoich praw, ale i pracodawcy muszą zdać sobie sprawę, że jesteśmy doskonałymi pracownicami, nie tylko utalentowanymi i przedsiębiorczymi, ale także lojalnymi i sprawnymi. Szefami są w dużej części mężczyźni i to zwłaszcza oni powinni zerwać ze stereotypowym myśleniem: kobieta – matka, żona, służąca. Wielu mężczyzn postrzega nas jako osoby do obsługiwania domu i w rzeczywistości to my spędzamy wielokrotnie więcej czasu od mężczyzn na pracach domowych. Dzisiejsi 20-, 30-latkowie na szczęście to myślenie już zmieniają. Doskonale, bo to mężczyzna powinien wspierać kobietę, by realizowała swoje plany zawodowe, czuła się potrzebna i niezależna finansowo.
Jednak o wartości kobiet w pracy przekonuje się właśnie je, a nie tylko pracodawców, choćby na takich konferencjach, jak „Superwoman na rynku pracy”.
Takie wydarzenia są ważne dla kobiet, które chcą inwestować w siebie. Nie tylko pracować, ale wspinać się po szczeblach kariery, świadomie tę karierę budować. Zaledwie 2 proc. prezesów dużych firm to kobiety, a przecież jest nas 52 proc. w społeczeństwie. Podkreślę: 56 proc. absolwentów wyższych uczelni to kobiety. I co się dzieje między obroną pracy magisterskiej a osiągnięciem szczytów kariery, skoro zostaje tak mały odsetek? Czy to znaczy, że one niesłusznie skończyły studia, że są głupsze niż mężczyźni? Często jest wręcz odwrotnie, jednak nasze myślenie i organizacja pracy preferują mężczyzn.
Zwłaszcza gdy do pracy wybiera się mama.
Kobiety bardzo często nie wierzą w siebie. Nie chodzi nawet o to, by walczyły do upadłego, aż zwyciężą. Tak robią mężczyźni. My musimy wiedzieć, że trzeba tę walkę rozpocząć. Gdyby to facet wracał na rynek pracy, czekałby tak długo, aż oferta byłaby zadowalająca, spełniająca jego oczekiwania. Kobiety albo nie mają takiej cierpliwości, albo nie doceniają siebie, albo z troski o byt rodziny nie mogą sobie pozwolić na długie negocjacje. Łapią więc, co się nadarzy. Pracodawcy muszą zdać sobie sprawę, że matka jest doskonałą pracownicą: zależy jej na tym, by zrobić wszystko szybko i dobrze, by mogła spokojnie wrócić do domu i zająć się dzieckiem.
W rozmowach o pracę kobiety często mają znacznie niższe oczekiwania finansowe niż mężczyźni. One chcą za mało czy oni za dużo?
Kobiety chcą za mało! Luka płacowa jest w Polsce poważnym problemem, a wynika m.in. z tego, że kobiety same siebie nie szanują, nie doszacowują swojej wartości. Ich finansowe oczekiwania są zwykle o jedną trzecią mniejsze niż mężczyzn – tak mówią sami pracodawcy. Zatem same to sobie robimy. Nie tłumaczę tym problemu różnicy zarobków mężczyzn i kobiet, bo my z reguły wykonujemy prace gorzej płatne, więcej zarabia operator wózka widłowego niż sprzątaczka, lecz chodzi mi o to, że kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni, zajmując takie same jak oni stanowiska. Dlatego trzeba uzmysłowić Polkom, że mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wymagać od pracodawcy tyle, ile im się należy.
Jak pogodzić rolę matki i żony z karierą?
Z jednej strony, potrzeba zrozumienia pracodawców i starań samych kobiet, a z drugiej – rozwiązań systemowych. Elastyczny, indywidualny czas pracy oraz telepraca to idealne narzędzia, które pozwalają i matkom, i ojcom godzić życie prywatne z zawodowym. Tu także wielką szkodę wyrządzają stereotypy. Kilka lat temu sama siebie przyłapałam na takim myśleniu. W rozmowie z prezeską dużej międzynarodowej korporacji zaproponowałam, żeby na kolejne spotkanie umówiła nas jej asystentka. „Moja asystentka pracuje dziś w domu” – usłyszałam. „Jak to, nie ma jej w pracy? To kto robi ci kawę?” – odpowiedziałam zdziwiona. „Przecież kawę mogę sobie sama zrobić” – powiedziała prezeska. Kiedy planowane zmiany wejdą w życie, trzeba będzie z nich już tylko skorzystać bez stresujących negocjacji z szefem, jak dzieje się to dziś. Kongres Kobiet nie podchodzi już tak optymistycznie do wydłużonego urlopu macierzyńskiego. W polskich realiach skończy się to wypchnięciem kobiet z rynku pracy. Potrzeba innej mentalności pracodawców. To nie jest urlop macierzyński, a rodzicielski, część tego czasu rodzice mogą podzielić między siebie. Mamy równość, ale u nas oznacza to tyle, że urlop bierze matka. Powód? Facet przyniesie do domu więcej pieniędzy, bo zarabia lepiej. Żeby wydłużony urlop spełniał swoją funkcję, płace kobiet i mężczyzn muszą być zrównane, a pracodawcy powinni postrzegać nas tak samo jak mężczyzn.
A jak Pani udało się odnieść zawodowy sukces?
Nie udało mi się, ja to po prostu zrobiłam: nie trafiło mi się to psim swędem, osiągnęłam wszystko ciężką pracą i ogromnym wysiłkiem. W mediach jest bardzo dużo kobiet, ale nie pełnią funkcji kierowniczych. Jeśli już podejmują decyzje, to nie są to decyzje strategiczne. Swoją karierę zaczęłam w redakcji „Wiadomości” TVP1. Kompletnie nie miałam wtedy świadomości ani poczucia społecznych różnic między kobietami i mężczyznami. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że aby zasłużyć na uznanie, pracowałam trzy razy więcej niż koledzy. Żeby coś osiągnąć, kobieta każdego dnia musi powtarzać, że jest warta doceniania. Często umniejszamy swoje zasługi i tak też było ze mną. Gdy osiągałam zawodowy sukces, wydawało mi się to normalne, nikomu się nie chwaliłam, a gdy ktoś chwalił mnie, mówiłam, że to nic, że to praca całego zespołu. A mężczyzna w takiej sytuacji powie: „Tak jest, jam to uczynił. A teraz chcę podwyżkę”. Na etacie stażowym w TVP przepracowałam dwa lata, a powinno to trwać pół roku, ale nikt nie zadbał o to, by zmienić moją umowę. I ja nie zadbałam. Mężczyzna by tego dopilnował.
Źródło: Express Bydgoski